Wataha Farkas!
Nasze własne tereny. => Las => Wątek zaczęty przez: Cadence w Październik 12, 2013, 17:12:10
-
Żyzny, wielki las. W nim drzewa iglaste oraz liściaste, pełno krzewów i krzaków, można też spotkać jagody...
Panuje tu delikatna wilgość, przez co można natoptkać jakieś grzybki... Przepiękne śpiewy ptaków nadają bardzo miły nastrój.
-
Weszłam. Wskoczyłam na drzewo i położyłam się na gałęzi przymykając oczy.
-
Zaraz jednak otworzyłam oczy z powrotem. Spać tu się nie da nigdy w życiu. Jakby te ptaki się stąd wyprowadziły...
- Głupie ptaszyska - burknęłam. Gdy tylko zamknęłam oczy, one ,,śpiewały" mi nad uchem.
Złamałam jakąś gałąź i rzuciłam w powietrze. Jednakże gałąź wróciła jak bumerang, uderzając mnie w brzuch. Skrzywiłam się.
-
Burknęłam coś niezrozumiałego i odwróciłam się na drugi bok sadowiąc się wygodnie na gałęzi. Zamknęłam oczy i już miałam zasnąć gdy zleciałam z drzewa. Zdziwiona otworzyłam oczy, leżąc na trawie.
-
- Tu nawet się odpocząć nie da - burknęłam grzebiąc w torbie. Wyjęłam długą linę i słuchawki. Wskoczyłam na drzewo, położyłam się na gałęzi i przywiązałam się, aby nie spaść. (xD) Potem założyłam słuchawki, zamknęłam oczy i zasnęłam.
-
Otworzyłam oczy. Odwiązałam sznur i rzuciłam w las jak najdalej mogłam. Ze słuchawkami zrobiłam to samo. Rozejrzałam się, ziewnęłam i przeciągnęłam.
-
Zaczęłam chodzić po lesie.
-
Wszedłem. Zablakany chodziłem po lesie
-
Wskoczyłam na drzewo i wspięłam się na sam czubek.
-
Spojrzałem na chmury. Po chwili ujrzałem małego szczeniaka na drzewie.
-Hej!-krzyknolem
-
Złapałam się tylnymi łapami za gałąź i puściłam przednimi. Spojrzałam (do góry nogami) w dół.
- Hej! - zahuśtałam się na gałęzi.
-
-Jak masz na imię?-
-
- Emily. A ty?
-
-Luis, ale możesz mówić Lu- Odparłem i wdrapalem się na to samo drzewo co Emily, na sam czubek
-
Nic nie mówiłam, tylko wciąż wisiałam do góry nogami.
-
-Co robisz?
-
- A wiszę sobie.
-
-No tak, widać... Skąd się tu wzięłaś?
-
- Nie rozumiem... Skąd się wzięłam na drzewie, czy w watasze?
-
-Zadaje głupie pytania, przepraszam. Ja się tu błąkam...
-
Puściłam gałąź, zrobiłam fikołka w powietrzu i wylądowałam lekko na ziemi.
-
-Lał...-zszedłem powoli z drzewa-rodzice mnie wyrzucili z rodziny i teraz się błąkam, nie wiem nawet gdzie jestem...
-
- Eee... Jak na razie to jesteś w lesie. Ja tam uciekłam od rodziny. Sama sobie potrafię poradzić - oznajmiłam chłodno prostując się dumnie.
-
-Nie wiem jak długo zajdziesz bez rodziny...
-
- Bardzo długo. Nie takie rzeczy się robiło.
-
-Jak tak sądzisz...
-
- No oczywiście, że tak sądzę. A ja nie zmieniam zdania.
-
-Okey. Może się pobawimy?
-
Weszłam powoli. Stanęłam pod jakimś drzewem, w pobliżu szczeniaków. Wykopałam mały dół.
-Adurna.-szepnęłam, a w wgłębieniu pojawiła się woda. Napiłam się, a woda wsiąknęła w ziemię.
-
-Hej, jak masz na imię?
-
Spojrzałam na szczeniaka.
-Nasuada.
-
-Luis
-
Skinęłam łbem i wskoczyłam na drzewo.
-
-Miło mi- powiedziałem i usiadłem pod drzewem
-
Zauważyłam ptaka, który przeleciał i usiadł wyżej.
-Fethrblaka, eka weohnata néiat haina ono. Blaka eom let lam. (Ptaku, nie zrobię ci krzywdy. Siądź mi na łapie)-powiedziałam cicho, a ptak wzleciał i usiadł mi na grzbiecie.
-
-Będę się zbierał, dozobaczenia wam!- pomachał łapką i wyszedł
-
Skinęłam łbem, a ptak odleciał.
-
Spojrzałam ciekawie na waderę.
-
Wleciała stanęła miękko na ziemi. Zaczęła spacerować.
-
Znudziło mi się stanie na ziemi (xD) więc wspięłam się na drzewo, i tak jak wcześniej zaczęłam wisieć na nim do góry nogami.
-
Spojrzała na szczeniaka.
-
Spotkała wzrok wadery i wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-
Wszedł ponownie znudzony. Wpadł na skrzydlatą wadere.
-Ugh, przepraszam...
-
-Nic się nie stało. Jestem Cadence.
-
Rozhuśtałam się na gałęzi.
-
-Luis.. Mów mi Lu.
-
Zaczęłam się bawić magią. Proste zaklęcia nie wymagały dużo energii.
-Stenr reisa. (Kamieniu, podnieś się.)-powiedziałam, a kamień zaczął się unosić.
-
Rozejrzałam się.
-
Spojrzała po wszystkich, jednak jej wzrok zatrzymał się na młodej waderce...
-Nie spadniesz?
-
-Ona już raz tak wisiała...-szepnołem cicho
-
Machnęłam lekceważąco łapą. Nie usłyszałam Luisa.
- Na tym świecie nie da się spaść... No chyba, że z góry... Jeśli ktoś źle przywiąże linę do skały... Albo jak specjalnie zleci, bo mu się tak podoba... Albo... - zabrakło mi tych ,,albo" - jestem Emily - mruknęłam zamyślona.
-
Siłą woli kamień przemieszczał się z miejsca na miejsce. Po pewnym czasie wylądował na łbie Cadence.
-
Zaśmiałam się.
-
-E?-Spojrzała na Nasuadę, a kamień za pomocą magii rozkruszył się.
-
Zaśmiałem się
-
Rozejrzałam się. Puściłam się gałęzi, wywróciłam w powietrzu i wylądowałam na ziemi
-
Uśmiechnęłam się lekko.
-Stenr reisa.-szepnęłam cicho i koleiny kamień uniósł się.
-
Obserwowałam waderę (Nasuada). W końcu zerknęłam na jeden, mały kamyczek i podniosłam do góry łapy tak jak to niektóre wiedźmy robią (xD).
- Strene se! - wrzasnęłam.
_______
xDD
-
-Jeszcze zrobisz komuś krzywdę-Powiedziała cicho, a kamień zmiejszył się, aż nie było go widać.
-
Usiadłem obok Cadence i spojrzałem na nią
-
Rozejrzałam się.
-
Spojrzałam na szczeniaka.
-Panuję nad swoją mocą lepiej, niż ci się wydaje.-zwróciłam się do wadery.
-
- Ja też! - zawołałam. Potem znów zerknęłam na kamyk. - Strene se!
Chwilę potem złapałam kamyk w łapy i cisnęłam daleko w las.
- Ha! Udało mi się!
-
Zaśmiała się.
-
- Złóżcie pokłon Potężnej Emily! - wrzasnęłam.
-
Stałem się niewidzialny
-
-Skoro potężnej, to winnać być nieco wyższa-Uśmiechnęła się...
-
-Stern reisa.-mruknęłam cicho, a kamień się podniósł. Uśmiechnęłam się, a kamień polewitował ku szczeniakowi.
-
- Za chwilkę będę wyższa od was, założymy się? - odparłam troszkę wyzywającym głosem.
Potem zauważyłam latający kamyk. Rozejrzałam się i zaczęłam wymachiwać łapkami wokół niego.
- Zobaczcie państwo! Potężna Emily nie musi nawet wypowiadać na głos zaklęć! - zawołałam.
-
Wspiąłem się po drzewie bezszelestnie i zdzuciłem żołędzia na głowę Nasuady
-
Zrzuciłam kamyczka znów na ziemię, otrzepałam i spojrzałam na Cadence.
- Dobra, wróćmy do interesów.
-
Spojrzała na Emily.
-
-Letta. (Stój)-wypowiedziałam, zanim żołądź mnie uderzył.
-
- No, założysz się, że będę wyższa od was? Jeśli wygram, to zbudujesz mi wieżowca - zakończyłam triumfalnie swoją myśl.
____
xD
-
Uniosłam brwi.
-Dziwne żądanie.
-
Nagle gałąź na której siedziałem pękła i spadłem na ziemię. Stałem się widzialny
-
Spojrzałam na szczeniaka. To stąd ten żołądź.
-
-Nie zakładam się.
-
- Jak to nie? - biadoliłam. - Potężnej Emily nie da się odmówić. Może zróbmy dzisiaj dzień na opak?
-
Czego ten szczeniak jeszcze nie wymyśli...
-
Wstałem i otrzepałem się. Zrobiłem się niewidzialny i schowałem się za Cadence
-
- To co? robimy dzień na opak? - zerknęłam wyczekująco na Cadence.
-
-Nie, raczej nie, ale jeżeli tak bardzo chcesz być wyższa...-Machnęła ogonem, a Emily stawała się coraz większa.
-
- Nie - jęknęłam. Wolałam zrobić to moim sposobem (czyli dostać wieżowca) - Zmniejsz mnie, chce być normalna.... Ale mamy dzień na opak, a ty właśnie powiedziałaś, że ,,nie" czyli to oznacza, że ,,tak".
-
Stałem się widzialny.
-
-Aj te szczeniaki-Powiedziała i Emily wróciła do normalnych rozmiarów...
-
Wybiegłem
-
- To zakładamy się, czy nie? Mamy dzień na Opak!
-
Nic nie powiedziała.
-
- Eh, dobra, tak to tak... Ale w sumie dzień na Opak już mi się znudził...
-
-Coś szybko...
-
Usłyszała coś i wyszła.
-
Patrzyłam za Cadence.
- Nawet mnie ze sobą nie wzięła! - jęknęłam.
-
Wyszłam
-
Wyszłam.
-
Wbiegłam. Usiałam i rozejrzałam się.
-
Wskoczyłam na drzewo i usiadłam na gałęzi.
-
Ziewnęłam. Nudziło mi się.
-
Wyszłam.
-
Wbiegłam, w powietrzu wyraźnie wyczuwałam sarnę. Jest blisko. Przyśpieszyłam... w końcu zbliżyłam się do celu. Schyliłam się i czekałam na odpowiedni moment.
-
Sarna przegryzała listki, niczego nie świadoma. Podeszłam nie co bliżej. Kiedy wyczułam moment, wyskoczyłam przed siebie i wpadłam wprost na zdezorientowaną sarnę. Po chwili leżała nie żywa. Przysiadłam i zaczęłam jeść.
-
W końcu zjadłam. Najedzona, powolnym krokiem powlekłam się gdzieś.
-
Wszedł i ospałym krokiem, zaczął iść przez las, nasłuchując ćwierkania ptaków, szelestu liści i kilku innych dźwięków. Położył się na jednym z zwalonych pni, i oparł pysk na łapach.
-
Szłam powolnym krokiem. Od tamtego momentu nie czułam się jeszcze taka wyciszona jak teraz. Podeszłam do niewielkiego głazu. Wskoczyłam na niego i położyłam się na plecach. Było stąd widać kawałek nieba, po którym przesuwały się chmury. Zaczęłam się im przyglądać.
-
Ziewnął.
-No stary, dźwigaj zadek i idź dalej - mruknął sam do siebie, próbując się zachęcić do dalszego marszu w nieznane, jednak to nie zadziałało. Usiłował wstać, lecz tylko ledwo podniósł się z pnia gdy znów na niego oklapł, westchnął i zmrużył oczy, postanowił jeszcze chwilkę sobie poleżeć.
-
Dopatrzyłam się czegoś na podobieństwo pelikana z dzbankiem. Dziwne to. Przewróciłam się na bok.
-
*Wstań i idź, idź już!* rozkazywał sobie ale przez dość dłuższą chwilę nic to nie dawało. Zza drzewa wyskoczył jakiś czarny stwór, posturą przypominający człowieka z głową byka. Istota ryknęła groźnie i jednym skokiem przemierzyła kilka metrów. Osłupiał na widok ów stwora i natychmiast się podniósł i zjeżył sierść, warknął i zaczął się cofać.
-
Dziwna istota burnęła coś i znikła w tumanie kurzu. Niby takie niec nie znacząc wydarzenie a od razu go pobudziło. Mruknął coś pod nosem i zaczął iść przed siebie (wyszedł).
-
Wbiegłam. Dzisiaj jest tutaj tak dziwnie cicho. Zwolniłam i przystanęłam. Zaczęłam węszyć.
-
Czyli jednak nic. Zawiedziona, wyszłam.
-
Wbiegłam w podskokach.
-
Wskoczyłam na drzewo i rozejrzałam się znudzona.
-
Weszłam i usiadłam pod konarem drzewa.
-
Zauważyłam nieznaną mi waderę. Uśmiechnęłam się, stałam się niewidzialna i przeskoczyłam na drzewo pod którym owa wilczyca usiadła. Zeszłam niżej, zrobiłam się widzialna, złapałam się gałęzi tylnymi łapami i nagle zawisłam przed twarzą wilczycy (do góry nogami)
- BUUUU! - wrzasnęłam.
-
-Aaaaaa!
Przestraszyłam się. Szczenię tak nagle się pojawiło... Odskoczyłam do tyłu.
-
Zaśmiałam się.
- Sorry, nie mogłam się powstrzymać. - zachichotałam. Zlazłam z drzewa.
-
Podniosłam się. No ok, to było trochę śmieszne, też się zaśmiałam.
-Spoko, masz pomysły... ciesz się, że nie byłam zdenerwowana, bo byś tam długo nie powisiała.
-
- Pewnie, żebym powisiała. - odparłam.
-
-Zależy... w ogóle my się chyba nie znamy... Valthienne.
Wyciągnęłam niepewnie łapę. W końcu mogła mi ją jeszcze złamać.
____________
xDDD
-
- Emily. - złapałam łapę Valthienne.
-
-Tak więc umiesz znikać... masz większe szanse w chowanym.
-
- No wiem.
-
Położyłam się na ziemi.
-Masz jakieś rodzeństwo?
-
- Nie.
-
-To dobrze... znaczy się wolałam się upewnić, bo nie chcę kolejnych takich niespodzianek na przyszłość.
-
-Muszę już iść, mała. Miło było poznać.
Wyszłam.
-
Ziewnęłam i wskoczyłam na drzewo.