Wataha Farkas!
Nasze własne tereny. => Góry => Wątek zaczęty przez: Sashiko w Październik 12, 2013, 21:51:53
-
Wysokie szczyty które skrywają w sobie szlachetne kamienie.
-
Wbiegłam. Rozejrzałam się.
-
Wleciała.
-
Pomachałam do Sashiko.
- A ja myślałam, że nie przyjdziesz.
-
-Uwielbiam odkrywać nowe tereny-powiedziała podbiegając.
-
Ściągnęłam swoją dosyć ciężką torbę. Otworzyłam ją i zaczęłam czegoś szukać, wywalając przy okazji obok stertę innych rzeczy. Między innymi różnego rodzaju nożyki, scyzoryki, patelnie, jakieś reklamówki, szkło i wiele innych.
- No to witaj w klubie - burknęłam wciąż grzebiąc w torbie.
-
-Czego szukasz?-zapytała znudzona.
-
W końcu wyjęłam dwa długie, grube sznury.
- Chcesz skakać?
-
-Nie wiem czy mogę...ale tak!-powiedziała.
-
Rzuciłam sznur Sashiko.
- Trzymaj.
Swój przywiązałam do swojej tylnej łapy, a drugi koniec do jakiejś małej wystającej skały. Podbiegłam do szczytu, odwróciłam się i runęłam tyłem w przepaść śmiejąc się do rozpuku.
-
Zrobiłam to samo- ale zabawa-powiedziałam śmiejąc się.
-
- Świetna! - potwierdziłam. Po chwili tylko się kiwałam wisząc do góry nogami. - Ta twoja starsza kuzynka pozwala ci?
-
-Chyba nieee...kocham ją doprowadzać do szału!!-powiedziała ze śmiechem.
-
Zaśmiałam się.
-
Po chwili zaczęła się nudzić-ja sb polatam..-powiedziała, odplątała linę i zaczęła latać.
-
Wbiegła.
-
-Ja już lecę papapappa-powiedziała (kończę pap)
-
Wzruszyłam ramionami. Wciągnęłam się po sznurze do góry i zabrałam torbę. Wyszłam
__________
kończę.
-
-Hej...-nie zdążyła dokończyć, bo szczeniaki wyszły. Sama zrobiła to samo. <wyszła>
-
Weszła i wleciała na najwyższy punkt. Bacznie obserwowała wszystkie tereny Watahy.
-Niemożliwe, bym się przesłyszała.
-
Wchodzi z opuszczonym łbem
-
Weszłam. Stanęłam obok Cadence.
- Czemuś tak nagle wyszła? Nudzi mi się tu straszliwie...
-
Usiadł przy krawędzi, i spojrzał w dół.
-
-Nie, nieważne-Raz jeszcze rozglądnęła się wkoło i zleciała do Luisa.-Coś się stało?
-
-Co? Nie nic...-odpowiedział zapatrzony.
-
Spojrzałam na Luisa. Miałam niezwykłą chęć zrzucenia go z tej góry (dla zabawy). Co mu się mogło stać? Podbiegłam do Luisa i zepchnęłam go z góry. Potem wychyliłam się ze śmiechem.
- Machaj szybko łapkami, może nauczysz się latać!
-
-Emily-Krzyknęła na nią stanowczo i skoczyła za Luisem, złapała go i delikatnie odstawiła.
-
- No co? - mruknęłam zła, że Cadence odstawiła Luisa.
-
Rzucił ostre spojrzenie na Emily
-
Wlazłem w jakieś krzaki i zaszyłem się tam spoglądajac w niebo..
-
-To nie było zbyt mądre z twojej strony, a co gdybym nie zareagowała w odpowiednim momencie, coś mu by się stało i co? Miałabyś poważne problemy.
-
- Ale przecież... - zastanowiłam się nad argumentami. - Co niby miałby sobie zrobić spadając z takiej małej góry?
-
Stałem się niewidzialny i Położyłem się pod jakimś drzewem.
-
Położyłem się i obserwowałem chmury..
-
-Małej? Mógł się zabić!
-
Skuliłam się.
- Ale... Ale... - brakowało mi argumentów.
-
Wtuliłem się w swój ogon
-
-No już, dobra... Uniosłam się, ale zrozum, jestem odpowiedzialna za wszystko co dzieję się w Watasze i nie chcę by taka sytuacja się powtórzyła, gdyby mnie nie było, kto by go złapał?
-
Stałem się widzialny
-
Wylazłem z krzaków i zacząłem szmerać pazurem po glebie..
-
- Na pewno sam by sobie jakoś poradził...
-
-Jak?
___________
z/w
Emily, nie zabij nikogo jak mnie nie będzie...xD
-
Usłyszałem szelest liści. Wstałem i spojrzałem na Eremiego. Podeszłem do niego.
-Hej.
-
- Np złapałby się jakieś gałęzi i wspiął.
_______________
xD
-
Spojrzałem na szczeniaka po czym w niebo..
-Cześć..
-
Rozejrzałam się.
-
-Tak, aha... Dobra już nieważne, tylko proszę nie rób tak więcej.
-
Zawahałam się.
- Powiedzmy.
-
-Jestem Luis, a ty?
-
Spojrzała na Luisa.
-
-Eremail,ale mówią do mnie Eremil -odpowiedziałem z nieśmiałym uśmiechem..
-
Rozejrzałam się.
-
Kiwnołem łbem i odeszłem. Usiadłem pod drzewem
-
Wstaęłm,rozciągłem się..Oczy mi rozjaśniały,a lekki wiatr zmierzwił białe futro..
-
Podeszła do basiora.
-Jeśli mogłabym wiedzieć, jakie jest pierwsze wrażenie, jeżeli chodzi o Farkas?
-
Spojrzał na Emily
-
Wyszłam.
_______
spadam xD
-
___________
Pap
-
-Całkiem dobre..Jednak nikogo tu nie znam trudno mi się odnaleść..-odpowiedziałem spoglądając przed siebie..
-
Podeszłem do Cadence i wtuliłem się w jej futro
-
-Z czasem się odnajdziesz, a przy okazji jestem Cadence.-Powiedziała i spojrzała na Luisa lekko zmieszana.
-
-Dziękuję-powiedział cicho
-
-Mam taką nadzieje chodz szczerze nei należe do tych toważyskich wilków.-powiedziałem dodając po chwili-Eremi..
-
Spojrzała na Luisa z uśmiechem.
-Jak mówiłam, moim zadaniem jest dbanie o Watahę i jej członków-Powiedziała i przeniosła wzrok na basiora.
-
-Dozobaczenia-powiedział i wyszedł
-
-To główny obowiazek alphy-uśmiechnąłem się serdecznie- trzeba dbać o członków watahy..
-
Skinęła głową.
-
Odszedłem kilka kroków i polożyłem się pod drzewem spoglądając na liście drzew..
-
Spojrzała przed siebie.
-
Przygladalem się bacznie spadajacym liściom po czym wstałem i otarłem się o konar drzewa..
-
-Ja się będę zbierać, miło było poznać-Usmiechnęła się, rozłożyła skrzydła i wyleciała.
-
-Ciebie również-powiedziałem ,ale juz za późno.Położyłem sie na krańcu szczytu i spojrzałem w dół..
-
Wszedłem. Usiadłem.
-
Weszłam za nim. Szczyt był okrążony chmurami.
-Raczej nas nie dosięgnie... no to robimy coś?
-
-Nie wiem... A co chcesz?
-
-Raczej nie będziemy się bawić w berka...
Zaśmiałam się.
-
-Nie, no raczej, że nie. - uśmiechnąłem się.
-
-Łap- Rzuciłam w jego stronę jabłko.
-Gwizdnęłam z sadu, chyba zostanę pochłonięta przez piekło...
Wzięłam gryza swojego.
-
Złapałem jabłko i ugryzłem.
-E tam, ten sad to chyba na naszych terenach.
-
-Na naszych, ale tam
Uśmiechnęłam się i wzięłam kolejnego gryza.
_____________________
Mógłby tutaj ktoś wbić, zrobimy party hard. xD
-
Schrupałem jabłko i położyłem się.
___________________
xD
-
Wbiegła i wpadła na swoją ,,mamę" (xDD)
-
-O hej skarbie. Jak się spało?
Przytuliłam ją.
-
-SUUPER!!-powiedziała szczęśliwa-byłaś już w swojej komnacie??-zapytała.
-
-Jakoś ci się wyrwałam i poszłam do niej. Całkiem ładnie tam jest... tak królewsko.
Uśmiechnęłam sie.
-
Uśmiechnęła się i spojrzała na mamę.
-
-Chcesz coś porobić?
-
-nie wiem...-powiedziała i położyła się.
-
Wyciągnęłam przed nią jabłko.
-Masz, zjedz.
-
Wyszłam.
-
Góry, to bardzo niebezpieczne miejsce. Bruno lubił ryzyko, pod każdym względem.
Czy było to skoczenie z najwyższego szczytu, na półkę skalną, czy zwykłe zapolowanie na niedźwiedzia.
Jego łapy zaprowadził go aż tu - w góry. Wdrapać się nie było tu najłatwiej, ale nie miał z tym jakiś większych problemów.
Każdy teren jest dobry do zwiedzenia, nawet ten, co może sprawić, że serce zastyga ze strachu.
Szedł on tak kawałek, aż ujrzał piękne widoki. Tu napoi się tym krajobrazem, tu można było zobaczyć najwięcej.
-
Otrząsnąłem się z zamyślenia. Chyba będę musiał z tym do lekarza iść, bo kiedyś prześpię kataklizm.
-
Wstałem i wyszedłem.
-
Weszłam powoli, bawiąc się ogniem, który podążał za mną.
-
Wyszłam.
-
Wyszła.
-
Widoki już go lekko przytłaczały. Chciał już zwiedzić inne zakątki tej krainy. Wstał i ruszył w innym kierunku.
Wyszedł.